Wyglądam przez okno widzę brzózki, niezbyt duże, ale tak sobie pomyślałam, że jak je obejdę z drugiej strony to pewnie znajdę trochę cienia, aby móc zrobić zdjęcie nie w pełnym słońcu, które sprawia, że na buźce pociechy powstają dziwne cienie, które nie wyglądają atrakcyjnie.
Potrzebne rzeczy wzięłam pod pachę, córcię za rękę i poszłyśmy.
Wszystko ładnie rozłożyłam, wyciągam aparat, żeby sprawdzić ustawienia i okazuje się, że moja karta pamięci została w laptopie :(
Cóż było robić, zostawiłam wszystko przygotowane, dziecię wzięłam na ręce i poszłam do domu po ową kartę...
Dodam tylko, że droga była usłana trawą i chwastami do kolan, a ja byłam w krótkich spodenkach, więc lekkie zdenerwowanie się pojawiło, ale czego się nie zrobi dla sesji...
Zaopatrzona w kartę mogłam przystąpić do robienia zdjęć :)